Epilogue: happy ending

NOWE FF - > CASE208


notka pod rozdziałem

      Olivia opuszkiem kciuka przejechała po gładkich wybrzuszeniach na plastikowym okryciu na kubek z kawą. Ujęła papierowy pojemnik w obie dłonie i odgarnęła włosy z twarzy, które co chwilę rozwiewał letni wiatr. Temperatura na zewnątrz sięgała nieco ponad trzydziestu stopni i Liv nie miała najmniejszej ochoty pić gorącej kawy, ale nie spała przez około dobę i w ostatnim czasie tylko kofeina trzymała ją w pionie. Maska samochodu, o który była oparta grzała ją w uda. Wciągnęła ciepłe powietrze i ciężko wypuściła je z ust. Wzrok miała wbity w swoje obdarte trampki. Na asfalcie zobaczyła cień i podniosła nieznacznie głowę.
-Kupiłem ci coś - wyciągnął do niej dłoń z pączkiem.
-Nie jestem głodna.
-Nie jadłaś śniadania.
-Nie chcę - powtórzyła znużonym tonem.
      Oparł się o auto tuż obok Liv. Stykali się ramionami.
-Nie to nie - westchnął, biorąc kęs pączka do ust.
      Żołądek Olivii od kilku dni wariował. Miała zostawić za sobą dosyć ważny rozdział jej życia i jeszcze nie wiedziała, czy ma na to ochotę. A raczej była pewna, że nie ma.
-Możemy ruszać? - spytał Bryan.
     Olivia podniosła wzrok i zmierzyła go posępnym spojrzenie. Skinęła głową. Bryan położył jej dłoń na plecach i otworzył drzwi pasażera. Olivia wsiadając, mierzyła go lodowatym spojrzeniem, a on tylko przewrócił oczami. Okrążył auto i usiadł na swoje miejsce .Zanim ruszył, przyjrzał się jej, ale szybko odwrócił wzrok i odpalił silnik.
-Możesz się rozchmurzyć? Przecież wiesz, że to najlepsze, co możemy teraz zrobić.
-Wiem - przyznała mu rację.
    Naprawdę się z nim zgadzała. Ale nie miała ochoty udawać, że podoba jej się wyjazd z Nowego Jorku. Kiedy Bryan jej to zaproponował, przedstawił jej wszystkie za i nie widział przeciw. Olivia widziała. Bo to tu poznała Justina, to tu przeżyła z nim najlepsze miesiące życia. To tu z nim mieszkała. I to tu się z nim ostatecznie pożegnała.
    Myśląc o tym, wszystkie wspomnienia natychmiast zajęły jej głowę. Zwłaszcza to, kiedy o wszystkim się dowiedziała. To było jedno z najwyraźniejszych.
    Obudziła się dwa dni po strzelaninie w szpitalu z zapchanym gardłem, napuchniętymi oczami i rwącym bólem w okolicy brzucha. Bała się otworzyć oczy. Gdy to zrobiła, pierwszą osoba, którą ujrzała była Chloe. Siedziała przy jej łóżku z gazetą zmięta w dłoniach i uśmiechała się szeroko.
-Nareszcie!
     Liv zamrugała i rozejrzała się po sali. Na fotelu na przeciwko niej drzemał Jim.
-Jak się czujesz? - spytała Chloe.
    Olivia milczała. Milczała tak długo, aż w końcu przypomniała i poukładała sobie wszystko, co się zdarzyło.
-Gdzie jest Justin? - wychrypiała.
    Spodziewała się, że niedługo wejdzie do sali. Kiedy mdlała po otrzymaniu strzału, wszystko było z nim w porządku, ale... co się stało później?
    Na to pytanie Chloe odpowiedziała niewerbalnie. Jej warga drgnęła. Spuściła wzrok i ścisnęła ją za rękę, minimalnie kręcąc głową.
    Olivia zrozumiała natychmiast. O nic już tego dnia nie spytała.
-Livy, nie chcesz się zdrzemnąć? - Bryan wyrwał ją z rozmyśleń.
    Często zadawał to pytanie, wiedział, że Liv nierzadko zarywa noce.
    Kiedy leżała w szpitalu, nieobecność Justina jej nie doskwierała, dostawała tak silne środki przeciwbólowe, że nie miała czasu myśleć. Przesypiała całe dnie i noce, kompletnie tracąc rachubę czasu. Nie czuła wtedy nic, nie dręczyły jej koszmary, była tak otępiała, że zapomniała o informacji od Chloe. Otrzeźwiała dopiero, kiedy  lekarz wręczył jej wypis.
-Została pani tylko draśnięta kulą, a rana świetnie się goi. Nie ma sensu, by dalej pani tu leżała. Przepiszę tylko coś przeciwbólowego i wszystko powinno być w porządku...
    Tego samego dnia zadzwoniła do Chloe, by odebrała ją ze szpitala.
    Olivia nie była już odurzona lekami, więc zaczęła zupełnie inaczej postrzegać sytuację, w której się znalazła. Chciała się upewnić, że to, co powiedziała Chloe było po prostu złym snem. To nie mogła być prawda.
-Gdzie on jest? - spytała przyjaciółkę, gdy ta tylko weszła do sali.
    Chloe stanęła jak wryta. Wzięła głęboki wdech.
-Nie wiem - pokręciła głową. - Jego matka powiedziała mi tylko, że... no, że...
-Że co?
-Że kula przebiła mu płuco. Livy, tak mi przykro - pisnęła bezgłośnie Chloe.
    Olivia poczuła się wtedy, jakby ktoś uderzył ją w twarz. Usiadła na łóżku, przytrzymując się ramy. Zabrakło jej oddechu, a rana w jej brzuchu jak na zawołanie zaczęła boleć ostrzej.
-Hej, pytałem o coś - Bryan ponownie przywołał ją do porządku.
-Nie, nie chcę spać - odarła Olivia sucho.
     Bryan wziął głęboki, przepełniony irytacją wdech. Olivii zrobiło się przykro. Źle go traktowała, zapominała jak bardzo jej pomógł, kiedy jeszcze mieszkała w starym mieszkaniu jej i Justina.
     Odkąd weszła do mieszkania pierwszy raz po powrocie ze szpitala, cisza świszczała jej w uszach. Pobyt miejscu, w którym spędziła z Justinem tyle czasu, sprawiał, że robiło jej się niedobrze. Dusiła się w tym mieszkaniu. Kiedy przechodziła przez pomieszczenia i zdawała sobie sprawę, że już nigdy nie zobaczy Justina grzebiącego w lodówce, przeglądającego się w lustrze i leżącego na sofie, czuła, że kolejne kawałki jej serca umierają. Najgorsze były wieczory i poranki - kiedy zasypiała w zimnej pościeli, bez ciepła jego ciała i gdy po przebudzeniu nie słyszała słów "cześć, słońce". Często zamykała oczy i wyobrażała sobie, że jest przy niej. Chciałaby tkwić w tym stanie cały czas, ale wiedziała, że nie da się przecież żyć z zamkniętymi oczami.
    Olivia bała się życia bez Justina. Nie pamiętała, jak to było bez niego. Nie czuła się na to gotowa. Olivia była zła na Justina. Jak on mógł ją tak po prostu zostawić? Obiecał... Obiecał, że nie umrą. I nie dotrzymał słowa. Nienawidziła się za to, że pozwoliła mu umrzeć, za to, że próbował chronić za wszelką cenę - nawet za cenę własnego życia. Chciała mu podziękować. Tęskniła za nim tak bardzo, że bolała ją klatka piersiowa.
    Bryan odwiedził ją w mieszkaniu kilka tygodni po śmierci Justina.
-Byłem pewien, że otworzysz mi zapłakana, a z mieszkania wyleje się na mnie lawina chusteczek - stwierdził.
-Nie płakałam ani razu - Olivia wzruszyła ramionami. - Płakałam, jak Justin mnie ranił. A raczej myślałam, że mnie ranił, bo jego wcześniejsze wyskoki były jak małe szczypnięcie w ramię w porównaniu z tym, co czuję teraz. Nie mogę reagować tak samo na uszczypnięcie i ostateczny cios.
     Olivia dokładnie tak się czuła. Jakby Justin wraz ze swoją śmiercią, zabił również i ją.
-Musisz płakać... - Bryan zmarszczył brwi. - Żeby sobie... ulżyć.
-Nie, płacz to za mało - pokręciła głową.
     Bryan objął ramieniem zesztywniałą Olivię. Od tamtej pory przychodził do niej codziennie. I z każdą kolejną wizytą Olivia coraz bardziej cieszyła się na jego widok.
     Pewnego dnia Liv wyznała mu, że nie chce mieszkać w ich mieszkaniu, a Bryan zaproponował przeprowadzkę do innego miasta. Na początku wydawało jej się to dobrym pomysłem, ale później zaczęła się bać. Bać, że zapomni, co łączyło ją z Justinem. Wspomnienia, które prześladowały ją na każdym kroku, były dla niej wszystkim, co miała po Justinie.
-Olivia, ja nie chcę dla ciebie źle - powiedział Bryan. - Wiem, że Nowy Jork to miejsce twoje i Justina, to tu byliście razem. Ale musisz zapomnieć. Nie o nim. O całym cierpieniu, jakie cię tu spotkało. Nowy Jork powinien ci się kojarzyć tylko z dobrymi rzeczami.
    Olivia spojrzała na niego. Jego ton był zupełnie inny niż zazwyczaj, bardziej emocjonalny. Bryan pozbywał się maski, pod którą chował się od tamtego dnia, w którym spotkali się w Greenwich, po raz pierwszy od dwóch lat.
    Wierzyła, że wpadła wtedy na niego nieprzypadkowo. Justin przez długi okres czasu był dla niej całym światem, jej uśmiechem i każdą z łez, którą uroniła, jej największym marzeniem, które udało jej się spełnić; był jej aniołem, który poświęcił życie, by ją strzec, był najlepszą rzeczą jaka jej się przydarzyła, ale coraz częściej rozważała opcję, że ich związek był tylko nikłym i nędznym zapiskiem w księdze jej przeznaczenia, która kończyła się spotkaniem z Bryanem. To on ją uratował, pomógł wyjść z głębokiego dołu jej rozpaczy... a raczej rzucił jej drabinę. Przed nią była jeszcze długa droga do odzyskania pełni spokoju. Nie wiedziała, czy jeszcze kiedyś zdoła nazwać się szczęśliwą, ale... miała nadzieję, że i w tym Bryan jej pomoże. Historia jej i Justina nie była szczęśliwa, ale być może prowadziła do innego szczęśliwego zakończenia.


_______________

Tak, to już koniec losów Olivii i Justina. :) Mnie samej trudno w to uwierzyć.  Wiem, że miało być jeszcze kilka rozdziałów (tak pisałam na asku), ale nie chciałam mówić, co planuję, bo nie chciałam, byście domyśliły się zakończenia. Musicie mi to wybaczyć. :)

Zakończenie pewnie będzie miało więcej przeciwników niż zwolenników, ale jednak mam nadzieję, że miło będziecie wspominały to fanfiction. Ja na pewno będę. Dziękuję wam wszystkim, tym, które są tu od początku i tym, które odkryły to faniction wczoraj. Wszystkim. Za każdy komentarz, za każde wyświetlenie bloga i za każde przeczytane słowo. Kocham was. 

Dziękuję również Dominice, bez której rad nie dałabym rady skończyć większości rozdziałów. I dziękuję jej za to, że informowała was o nowych rozdziałach, haha. Domi, jesteś najlepsza.

A teraz mam do was prośbę. Chciałabym, żeby wszyscy, którzy przeczytali epilog, skomentowali go chociażby jednym słowem. Ten ostatni raz. To dla mnie naprawdę ważne. :)

PS. Jeśli macie ochotę o coś zapytać, pogadać, cokolwiek, to zawsze jestem na twitterze i asku.